Na obiad miała być kaczka po pekińsku. Ale kaczka ze sklepu wyszła, zostały „do wyboru” zagrodowe kurczaki. Marynata już była naszykowana, no cóż… Takim kurczakiem nigdy nie pogardzę, wymaga też krótszego marynowania niż kaczka. Smak ? Wiadomo, kaczka to nie jest, więc i końcowy smak jest trochę inny. Ale dalej wschodni i egzotyczny – a samo mięso pozostaje ultrasoczyste.
Kurczaka okrawamy ze zbędnych kawałków tłuszczu. Najpierw delikwent wyląduje w marynacie. Do miseczki wrzucamy cukier, zalewamy go gorącą wodą i mieszamy aż do rozpuszczenia. Wlewamy oba sosy sojowe – każdy o innych właściwościach. Jasny tutaj potraktowany jest jako główne źródło sodu. Jest rzadki i dużo bardziej słony od ciemnego sosu sojowego, który z kolei jest delikatniejszy w smaku, lekko słodkawy i pięknie na heban barwi skórkę. Dodajemy dwie łyżeczki przyprawy pięć smaków, wszystko razem mieszamy (na syrop z agawy jeszcze przyjdzie pora).
Imbir razem ze skórką kroimy w plastry. Kurczaka od wewnątrz osypujemy pozostałą łyżeczką przyprawy pięć smaków. Wlewamy marynatę do zamykanego worka z grubej folii, do kurczaka wkładamy 1/3 plasterków imbiru, resztę dodajemy do worka. Do worka wkładamy kurczaka, zamykamy i obracamy torbą w każdą możliwą stronę, aż marynata całkowicie kurczaka otoczy i oklei. Zostawiamy go w takiej formie na blacie na 3 godziny – w zupełności tyle wystarczy. W międzyczasie robimy sobie porcję TEGO SOSU, pasuje tutaj perfekcyjnie!
Kurczaka zamarynowany? Odławiamy go nad torbą – tak żeby nie uronić zbyt wiele marynaty, a to co zostało w worku przelewamy do rondelka lub na małą patelnię. Dodajemy syrop z agawy i podgrzewamy do zagotowania – kończymy z sosem, którym będziemy kurczaka smarować w czasie pieczenia żeby zamknąć pory jego skóry i zachować wilgotność mięsa.
Rozgrzewamy piekarnik do 180⁰C, grzanie góra-dół, bez termoobiegu. Kurczaka (można go związać dla równego pieczenia) wkładamy piersiami do góry na kratkę brytfanny (jeśli takiej nie macie – wyłóżcie kurczaka na kratkę z piekarnika, a pod nią włóżcie blachę) i umieszczamy na środkowej półce piekarnika. Tej wielkości kurczaka piekłam dwie godziny.
Po 30 minutach pieczenia smarujemy go sosem po raz pierwszy – przyda się miękki, szczeciniasty pędzel. Pieczemy kolejne 30 minut i znowu smarujemy sosem. To samo powtarzamy po półtorej godziny pieczenia – znowu smarowanie. Sprawdzamy termometrem w najgrubszym miejscu (udo przy kości) czy kurczak już upieczony. Soki wypływające z mięsa powinny być przeźroczyste, a minimalna dopuszczalna temperatura gotowego, odchodzącego od kości mięsa to 75⁰C.
Ja dla pewności przy całym kurczaku pieczonym w ten sposób czekam do 80⁰C – meso jest zamknięte sosem, nie bójcie się – nie wyschnie. Gotowego kurczaka wyjmujemy, dajemy mu 5 minut na rozejście się soków po mięsie i dzielimy na porcje. Podajemy ze skwierczącym sosem, lekką surówką i ryżem.
SKŁADNIKI
- 1 kurczak z wolnego wybiegu, o wadze od 1300 do 1500g
- 3 pełne łyżeczki przyprawy 5 smaków
- 5 łyżek jasnego sosu sojowego
- 2 łyżki ciemnego sosu sojowego
- 2 płaskie łyżki brązowego cukru
- 2 łyżki gorącej wody
- 40g świeżego imbiru
- 2 łyżki syropu z agawy albo syropu klonowego
Jeden komentarz na temat “Kurczak pięć smaków. Taka to była dziwaczka”
wygląda nie tylko ultra soczyście, ale też ultra smacznie! 🙂 Piękne zdjęcia 🙂