Lubicie fasolkę po bretońsku? Ja uwielbiam. To piekielnie syte i niesamowicie aromatyczne danie. Nieczęsto jednak gości na naszych stołach z powodu częstych późniejszych sensacji gastrycznych (tak tak, w postaci balona na brzuchu i zmiennych wiatrów ?). To teraz spróbujcie przygotować ją po mojemu– gwarantuję Wam brak jakichkolwiek efektów ubocznych!
To jest mój wyćwiczony i ukochany sposób na fasolkę – mimo, że z powodów zdrowotnych nie powinnam jeść jakichkolwiek suszonych i ciężko strawnych strączkowych, tak przygotowana fasolka piękny Jaś w żadnym negatywnym stopniu nie wpłynęła na moje zdrowie ani samopoczucie. Tajemny składnik robi swoje!
Kilogram ładnej, suchej, drobnej fasolki Piękny Jaś dokładnie płuczemy i zalewamy ciepłą wodą z kranu, zostawiamy na 8-12 godzin. Nie dłużej – w fasolce za długo moczonej zaczynają się procesy fermentacji i robi się jeszcze bardziej ciężkostrawna. Wymoczoną fasolkę na drugi dzień wstawiamy w tej samej wodzie na gaz, doprowadzamy do szybkiego zagotowania, odlewamy wodę i ponownie zalewamy fasolę świeżą wodą, trochę powyżej poziomu fasolki, tak na 3-4cm. Dorzucamy wędzoną kość (żebrową) – to element nie do pominięcia– żaden inny produkt nie da takiego aromatu i głębi, 2-3 liście laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego i pełną łyżkę sekretnego składnika – suszonego cząbru.
Cząber to jedno z najstarszych ziół przyprawowych – w kuchniach całego świata obecny od ponad 2000 lat. Nie ma przypadku w tym, że niemiecka nazwa tego zioła to “Bohenkraut”, czyli tłumacząc dosłownie “ziele fasoli”. Jedna z substancji obecnych w tej roślinie naturalnie wspomaga procesy trawienia, które jak doskonale wszyscy wiemy i u zdrowych osób po spożyciu roślin strączkowych przysparzają niemiłych niespodzianek.
Fasolkę gotujemy pod lekko uchylonym przykryciem na bardzo małym ogniu, w razie potrzeby zaglądamy do garnka i dolewamy wody. Gotowanie namoczonej fasolki zajmuje około półtorej do dwóch godzin – powolne gotowanie pomaga równomiernie rozkładać lektyny powodujące wzdęcia. Nie gotujecie fasolki za szybko, bo jej skórka szybko pomarszczy się i fasola popęka. Po upłynięciu odpowiedniego czasu sprawdźcie widelcem czy jest już miękka – jeśli nie, przedłużamy czas gotowania.
Kiedy fasolka z kośćmi i przyprawami będzie dochodzić, przygotujcie dodatki smakowe. Skrójcie w półplasterki dwa lub trzy kawałki dobrej kiełbasy (u mnie w garnku najczęściej ląduje śląska i kiełbasa z szynki wieprzowej), pokrójcie w małe kawałki wędzony boczek, posiekajcie drobno 2 ząbki czosnku i 2-3 średniej wielkości cebule.
Na rozgrzanej patelni najpierw wytapiamy i rumienimy boczek, który już bez tłuszczu wrzucamy do garnka z fasolką. Na tłuszczu z boczku mocno rumienimy półplasterki kiełbasy. I one lądują w garnku. Cebulkę dusimy na tej samej patelni z niewielką ilością oleju, uważając żeby się nie przypaliła. Pod koniec duszenia do cebulki wrzucamy czosnek, dajemy mu kilka minut aż straci surowy zapach i całość dodajemy do fasolki.
Mieszamy wszystko razem do połączenia. Ja dodatkowo wyjmuję z garnka kości na których gotowała się fasola i dokładnie ogałacam je z pysznego, mocno uwędzonego mięsa. Ono oczywiście również ląduje w naszym głównym garnku– to sam smak!
Próbujemy sosu– fasoli przed gotowaniem nie solimy, ale wędliny których użyliśmy do potrawy już są słone – jeśli nam za mało – dosalamy i dopieprzamy. Do całości dodajemy niecały 90g słoiczek dobrego przecieru pomidorowego – ja lubię ten, który robią Pudliszki, dostępny w takich właśnie malutkich, jednorazowych słoiczkach. Doprawiamy wszystko roztartym w dłoniach majerankiem i wędzoną papryką, ostrą i słodką– po około łyżeczce każdej.
Jeśli wolicie bardzo gęsty sos, można fasolkę zagęścić czubatą łyżką mąki pszennej wymieszanej z zimną wodą– tylko po co, skoro fasola przy odgrzewaniu na pewno będzie się rozpadać i zagęszczać, a sam sos jest tak aromatyczny i zawiesisty, że moim zdaniem to zupełnie niepotrzebne.
Jeśli macie ochotę i możliwości spokojnie możecie podwoić ilość składników i za jednym zamachem ugotować dwa kilogramy pysznej fasolki– to danie idealnie nadaje się do mrożenia na później. Proporcje podane w przepisie starczą na cztery solidne porcje, z dodatkiem świeżego pieczywa.
SKŁADNIKI
- 1 kilogram suchej fasoli Piękny Jaś, drobnej
- 2-3 kawałki dobrej wędzonej kiełbasy, około 300g
- duża wędzona kość (u mnie wędzona kość żebrowa)
- 100g kawałek wędzonego boczku
- 2-3 ząbki czosnku
- 2-3 średnie cebule
- słoiczek koncentratu pomidorowego, około 70-90g
- olej rzepakowy lub słonecznikowy do smażenia
- wędzona papryka słodka i ostra – po 1 pełnej łyżeczce
- 2-3 liście laurowe
- ziele angielskie 4-5 sztuk
- 1 pełna łyżka suszonego cząbru
- 2-3 łyżeczki majeranku roztartego w dłoniach
- sól i pieprz do smaku
5 komentarzy na temat “Fasolka po bretońsku. Prosto, bez sensacji”
Pierwszy raz gotowałam fasolkę powoli i z dodatkiem cząbru, rzeczywiscie rewelacja! Zadnych efektow ubocznych, naprawdę zadziałało, dzięki!
Czaber świetnie tez pasuje smakowo do zielonej fasolki. Dodawałam tez latem gałązkę lub dwie świeżego czabru do cukinii duszonej na grilu (plastry cukinii z odrobiną oliwy i przyprawami zawinięte w paczuszke z folii aluminiowej). Ale nie pomyślałam żeby taką dużą, leczniczą 😉 porcję dodać do gotowania fasolki. Dziękuję bardzo za tę wskazówkę! Na pewno wypróbuję, zwlaszcza że fasolka po bretońsku ostatnio za mną chodzi 😉
Zgodzę się, cząber i do zielonej fasolki smakuje super, choć ja w lecie, w fasolkowym sezonie, używam zdecydowanie lżejszych kalibrem ziół – cząber bardzo jest dla mnie jesienny i zimowy, właśnie przez to że dodaję go do długo gotowanej fasoli czy grochu 🙂 Podobnie do cząbru miał działać majeranek – ale on w takiej ilości sprawia, że całość jest gorzka. Terapeutycznie i zapobiegawczo cząber jednak wygrywa!
Niestety nie obyło się bez sensacji!!!! Ta fasolka to sensacja zimowego sezonu, hit posiadówek, babskich combrów! Rewelacja! Cząber chodzi za mną!
Kochana, bardzo się cieszę – same dobre sensacje! 😀