Surowa słonina i słonina wędzona aromatycznym dymem. Słodka przesmażona cebula, winne jabłko. Odrobina soli i pachnący majeranek. Dieta czy nie dieta, sportowe trzymanie formy czy trzymanie opływowych kształtów – wszystko jedno. Na taki domowy smalec da się namówić każdy.
Słoninę bardzo drobno kroimy – staram się kroić słoninę wcześniej lekko zmrożoną – poddaje się dużo łatwiej, nie maże i nie przykleja do noża. Całą słoninę trzeba pokroić równo, żeby skwarki wytapiały się równomiernie i miały podobną wielkość – inaczej jedne zostaną miękkie, inne zbyt szybko stwardnieją. Kostka pokrojonej słoniny ma około 7mm. Im mniejsze i równiejsze skwarki, tym szybciej i równomierniej się wytapiają i zezłacają.
Słonina nie może mieć na sobie skóry – jeśli skóra jest, koniecznie trzeba ją oddzielić od tłuszczu – po wytopieniu smalcu skóra stanie się niejadalna – bardzo, bardzo twarda, a skwarki z nią nadają się do wyrzucenia – nie ma opcji żeby je pogryźć.
W taką samą drobną kosteczkę kroję słoninę wędzoną – to ona nadaje smalcowi specyficznego, bardzo głębokiego smaku. Ta słonina przez obróbkę cieplną (wędzenie) jest bardziej krucha od surowej, staje się prawie smarowna. Przed krojeniem dobrze zrobi jej też lekkie zmrożenie. Kroję ją w takiej samej wielkości kostkę jak wcześniej pokroiłam słoninę surową.
Jabłko obieramy, odrzucamy gniazdo nasienne i kroimy w bardzo drobną (ok.5mm) kosteczkę. Cebulę obieramy, kroimy jak jabłko. Odstawiamy cebulę i jabłko, przydadzą nam się dopiero za jakiś czas.
Obie słoniny mieszamy ze sobą i wkładamy do sporego garnka , najlepiej z grubym dnem bo podgrzewanie i wytapianie smalcu trochę czasu zajmie. Pod garnkiem włączamy średni gaz i zaczynamy wytapianie. Słoninę należy co jakieś 2-3 minuty zamieszać i mieszać stale podczas wytapiania – najlepiej drewnianą łyżką, odporną na nagrzewanie i wysokie temperatury. Bez mieszania skwarki na dnie przypalą się, a te na górze zostaną surowe.
Po jakiś 10-15 minutach skwarki zrobią się już miękkie i lekko przeźroczyste, trochę tłuszczu już się z nich wytopi. Stale należy mieszać słoninę od dna, żeby nie pozwolić jeszcze skwarkom się zrumienić. Na tym etapie słonina zacznie się lekko pienić.
Mieszamy i wytapiamy dalej, co jakiś czas sprawdzając stopień wysmażenia skwarek – uważajcie na ręce, słonina będzie coraz mocniej się pienić! Gdy skwareczki zmniejszą już swoją objętość o jakieś 2/3, zaczną robić się złote – smażymy je w tłuszczu do momentu aż ich stopień przyrumienienia nam odpowiada. W tym momencie do garnka dodajemy pokrojoną cebulę i jabłko, dodajemy sól, majeranek i smażymy – stale mieszając –wszystko razem do czasu, aż cebula i jabłko się zeszklą.
Dajemy smalczykowi ostygnąć w garnku w którym się gotował, ostudzony przelewamy do kamionkowego naczynia lub zamykanego słoika. Schładzamy w lodówce. Co jakiś czas warto go podczas tężenia zamieszać, żeby skwarki, cebula i jabłko nie opadły na dno. Jeśli chcecie przechowywać nienapoczęty smalec dłużej, warstwa czystego tłuszczu na wierzchu mu tylko w konserwacji pomoże i niczego nie mieszajcie.
Świeży chleb, najlepiej domowy, do niego ten właśnie smalec i ogórek kiszony. Piwo albo kieliszeczek czystej, na trawienie. W prostocie siła!
SKŁADNIKI
- 600g surowej słoniny
- 400g wędzonej słoniny
- 1 duża cebula /ok.170-200g/
- 1 małe twarde winne jabłko /ok.120-150g/
- 1 łyżka majeranku
- ½ łyżeczki soli