Ten „stek” to protoplasta dzisiejszych hamburgerów. Danie powstało w końcówce XIX wieku, koło roku 1888. Było jednym z przepisów lekarza wojskowego J.H. Salisbury’ego i jego propozycją żywieniową w diecie amerykańskich żołnierzy w czasie Wojny Secesyjnej. Salisbury umyślił sobie (na podstawie testów na ochotnikach, ciężko nazwać je dzisiaj prawdziwymi badaniami medycznymi) że warzywa bogate są w skrobię, kwasy, cukry i są chorobotwórcze dla ludzkiego organizmu. Zamiast nich proponował dietę bogatą w chude mięso wołowe i… kawę.
Salisbury był też jednym z pierwszych, którzy dobitnie głosili że ludzkie kły wskazują na to, że człowiek ma mięso jeść – i basta! A warzywa to samo zło, powodują chorobę serca, gruźlicę i szereg ciężkich chorób psychicznych. Zaordynowana przez niego dieta opierała się na trzech takich stekach dziennie – popitych dużą ilością kawy. To miało prowadzić do poprawy działania systemu trawiennego i lepszego wchłaniania składników odżywczych. Nie chcę sobie wyobrażać jak bardzo ci biedni wojacy mieli zakwaszone i odwodnione organizmy…
Mięso mielone (ja korzystam z indyczego, możecie kupić mieloną wołowinę, albo wołowinę wymieszać 1:1 z indykiem) ogrzewamy do temperatury pokojowej. Mieszamy je z płatkami owsianymi, całym jajkiem, solą, pieprzem, granulowanym czosnkiem i cebulą, sosem Worcestershire i sosem sojowym. Masę wyrabiamy ręcznie – dodajemy wodę i zagniatamy mięso z dodatkami do sklejenia, około 4-6 minut. Dzielimy mięso na 6 równych porcji i formujemy spore, dosyć płaskie kotlety – większe i bardziej płaskie niż nasze swojskie mielone. Otaczamy je lekko w tartej bułce i wykładamy na deskę, też lekko posypaną tartą bułką.
Pieczarki oczyszczamy wilgotnym ręcznikiem, przycinamy trzonki równo z kapeluszem i kroimy grzyby na cienkie półplasterki. Na patelni rozgrzewamy masło i na gorącym tłuszczu rumienimy grzyby. Zalewamy je sosem pieczeniowym rozmieszanym w wymaganej ilości wody, zagotowujemy razem. Doprawiamy do smaku solą (lekko) i pieprzem. Odstawiamy i trzymamy w cieple.
Steki smażymy po 2-3 sztuki na raz, na niewielkiej ilości oleju z obu stron, po 6-7 minut na średnim ogniu, przekładamy już gotowe do sosu. Podgrzewamy razem i podajemy – po amerykańsku, z tłuczonymi ziemniakami (jestem pewna że Salisbury przewraca się dzisiaj sześć stóp pod ziemią jak widzi tą herezję) a ode mnie z polskim akcentem, z sałatką z kiszonych ogórków. W tym zestawie – głośne mniam mniam! I popijajcie raczej herbatą niż litrem mocnej czarnej kawy.
SKŁADNIKI
- 500g mięsa z indyka lub chudej wołowiny, mielone
- ½ szklanki płatków owsianych, lekko zmielonych
- 1 jajko rozmiaru M
- 1 płaska łyżeczka soli
- ½ łyżeczki pieprzu
- 1 łyżeczka granulowanego czosnku
- 1 łyżka granulowanej cebuli
- 2 łyżeczki ciemnego sosu sojowego
- 2 łyżki sosu Worcestershire
- 2 łyżki zimnej wody
- bułka tarta
- olej do smażenia
- sos pieczeniowy ciemny wg przepisu na opakowaniu (totalnie po amerykańsku, na łatwiznę 😉 )
- 350g pieczarek
- 2 łyżki klarowanego masła
- sól
- pieprz