Mimo ogromnego zbioru książek kucharskich niewiele mam takich, do których często wracam. Wyjątkiem jest ‘Mamushka’ Olii Herkules – lekka, rodzinna, ciepła, bez zadęcia i przepychu. Olia zebrała w tej książę przepisy swojej babci, mamy i ciotek – rodzinnej mieszanki kulturowej pochodzącej z Ukrainy, Rosji, Uzbekistanu, Zakaukazia. To na pewno bardzo bliska nam kuchnia – prosta, tłusta ale nie ciężka, bazująca na sezonowych produktach, samodzielnie robionym nabiale i wielkim głodzie, który zawsze jest największą siłą napędową do zrobienia pysznego jedzenia. Placindy zajmują chwilę czasu – warto poświęcić im każdą minutę!
Placindy (плацинды) to miękkie, płaskie pszenne placki z ciasta kefirowego z nadzieniem, smażone na patelni. Można je nadziewać wszystkim – zjeść na słodko, np. z jabłkami czy borówkami, lub na słono i wytrawnie – jak te dzisiejsze z serem i ziołami.
Ciasto na placindy szykujemy w misce – a dopiero po wstępnym zalepieniu składników wyrzucamy z miski na stolnicę i zagniatamy. W dużą miskę wlewamy kefir, dodajemy do niego olej, cukier i sól, wlewamy ocet. Dokładnie razem mieszamy. Mąkę przesiewamy z sodą oczyszczoną i dodajemy do kefiru – najlepiej po trochu, mieszając po każdej dosypanej porcji, nie od razu całość. Dosypujemy w miarę potrzeby. Ciasto będzie miękkie, możecie je spokojnie mieszać w misce dużą łyżką lub widelcem.
Po wsypaniu i wmieszaniu całych 350g mąki wyjmujemy ciasto na stolnicę. Zagniatamy – powinno być miękkie, elastyczne i tylko odrobinę lepkie. Jeśli bardzo lepi się Wam do rąk – dodawajcie więcej mąki, po łyżce. Ciasto lekko lepkie zostanie, ale nie może być klejące. Odkładamy ciasto na blat, do plastikowego worka lub pojemnika, bez dostępu powietrza. Szykujemy nadzienie.
Ser feta i twaróg kruszymy do miski – oryginalna feta jest relatywnie sucha, twarda i zbita, w niczym nie przypomina naszej polskiej mazistej, maślano gładkiej fety, której nie idzie ani pokroić ani pokruszyć. Mnie udało się dorwać fetę z mieszanego mleka owczego i koziego – jeśli tylko ją zobaczycie, bierzcie śmiało – jest pyszna i bez żadnej oczywistej smakowej dominanty.
Sery kruszymy i mieszamy ze sobą widelcem. Mono pieprzymy – najlepiej świeżym, grubo mielonym pieprzem. Koper i szczypior siekamy – a razem ze szczypiorem jedną albo dwie cebulki. Koper mieszamy z serami – widelcem, żeby sery się nie pozlepiały w grudy, szczypior i cebulki odkładamy do osobnej miski.
Ciasto na placindy dzielimy sobie na 4 równe porcje. Jedną zostawiamy, resztę chowamy żeby nie obsychała. Stolnice posypujemy odrobiną mąki, umączamy dłonie – z ciasta toczymy kulę którą rozpłaszczamy na placek. Placek rozwałkowujemy cienko w okrąg na stolnicy, na grubość około 2,5-3mm, nie więcej.
Środek rozwałkowanego placka smarujemy łyżeczką oleju, rozkładamy ¼ mieszanki serów. Posypujemy szczypiorem i cebulką. Najtrudniejszą potencjalnie częścią jest zawijanie placków – ale jeśli nie po moim opisie i zdjęciach, to na pewno poradzicie sobie przy tym filmie. Zdjęcia jak zawsze się powiększają – to powyżej jest ogromne, kliknijcie.
Ciasto jest elastyczne, ale ma swoją określoną wytrzymałość – rozciągajcie je przy zamykaniu tylko do tego momentu gdy nie zacznie pękać – inaczej cała praca na nic. Jeden z brzegów wyciągamy i jego szczyt kładziemy na środku nadzienia. Zamykając ciasto jak list – wyciągamy przeciwny brzeg na ten zawinięty. Teraz zamykamy jak list boki – wyciągamy znowu jeden brzeg – jego szczyt znowu ląduje na środku. Powtarzamy z przeciwnym – i tak samo. Zlepiamy lekko razem – i kończymy z czymś przypominającym prostokąt. To za mało żeby utrzymać nadzienie, musimy się zająć narożnikami.
Otwieramy i naciągamy jeden z nich, szczyt przylepiamy na środku złożonej koperty. Powtarzamy to samo z przeciwległym narożnikiem (po skosie). To samo robimy z pozostałymi – otwieramy, lekko naciągamy, szczyty zlepiamy na środku. Gotowy placek na koniec lekko jeszcze wałkujemy żeby go spłaszczyć. Powtarzamy z pozostałymi częściami ciasta.
Gotowe placindy odkładamy na deskę posypaną lekko mąką, żeby się nie przykleiły. Na patelni z grubym dnem rozgrzewamy 3 łyżki oleju, na małym ogniu. Na gorący tłuszcz wkładamy placek – smażymy około 6 minut na jedną stronę – ciasto powinno się napuszyć, podrosnąć (to dzięki mieszance kwaśnego kefiru i sody!), nie może w środku zostać surowe. Przewracamy na drugą stronę – i kolejne 6 minut smażenia na średnim ogniu.
Usmażone placindy podajemy same albo z surówką, np. z mizerią albo z małosolnymi. Ja popiłam placindy zimnym kefirem. Czterema plackami z dodatkiem jakiejś ‘zieleniny’ spokojnie najedzą się cztery dorosłe osoby – sycą!
SKŁADNIKI - CIASTO KEFIROWE
- 350g mąki plus zapas 150g do podsypania
- 250g kefiru
- 1 łyżka oleju
- 1 łyżka octu winnego
- 1 pełna łyżeczka sody oczyszczonej
- 2 płaskie łyżeczki cukru
- ½ łyżeczki soli
SKŁADNIKI - NADZIENIE
- 150g sera feta – u mnie owczo-kozi
- 250g dobrego, lekko kwaskowego tłustego lub półtłustego twarogu
- 1 pęczek szczypioru z dymki, z cebulkami
- 1 pęczek kopru
- ½ szklanki oleju rzepakowego
- sól
- pieprz
4 komentarzy na temat “Placindy mołdawskie z fetą, twarogiem i ziołami”
Boskie! uwielbiam tego typu propozycje
Zdecydowanie warte wypróbowania 🙂 Samo ciasto mega przyjemne do pracy – miękkie i elastyczne, super się wałkuje.
Czy mozna kefir zastapic zsiadlym mlekiem, we Francji kefir mozna dostac tylko w sklepach specjalistycznych i akurat nie go pod reka?
Małgosiu, wydaje mi się że można, ale ważna jest jedna rzecz – gęstość. Musi być gęste jak śmietana 18%- może dobrze byłoby domieszać do tego zsiadłego mleka gęstego jogurtu?