Amatorów bobu w moim domu jest dwóch. To ja i kot. Kot potrafi siedzieć w kuchni i pilnować garnka z gotującym się bobem do czasu, aż ten się ugotuje a ja go odcedzę. Jest do tego stopnia bobolubny, że wyciąga łapą prosto z miski świeżo odcedzone, mocno gorące fasolki. Zawsze się parzy, ale jego kocia żarłoczność wygrywa z rozsądkiem. A jak jest z Wami?
Młody bób jest drobny. Optymistycznie zielony. Mocno słodki, smakiem przypomina świeżo wyłuskany zielony groszek. Im jest starszy, tym jego smak staje się bardziej mączny i bardziej zbliżony do fasoli, a ziarna są większe. Stary bób, o dużych owocach, trzeba gotować długo. A młodziutkiemu wystarczy dosłownie dwadzieścia kilka minut obróbki cieplnej. I można to z sukcesem zrobić na parze.
Podczas gotowania w wodzie do wody przedostaje się część składników odżywczych – witamin i soli mineralnych. Aby tego uniknąć gotuje się warzywa na parze. Dodatkowym atutem tego sposobu jest to, ż większość z nich zachowa poza witaminami również swój pierwotny, mocny kolor.
Bób to roślina strączkowa – tak jak fasola, soja czy soczewica może być świetnym substytutem białka zwierzęcego w codziennej diecie – 100g ugotowanego bobu to 7,6g łatwo przyswajalnego białka.. Taka sama ‘dawka’ bobu pokrywa 106% dziennego zapotrzebowania na kwas foliowy – ważny dla kobiet w ciąży i osób cierpiących na anemię. Warzywo to obniża również stężenie tzw. złego cholesterolu LDL wiążąc w jelicie grubym kwasy żółciowe odpowiedzialne za jego wchłanianie. Tradycyjne gotowanie pozbawia bób około 40% tych cennych substancji, jeśli macie możliwość – gotujcie na parze.
Ja mam do gotowania na parze specjalną wkładkę która pasuje do każdego garnka . Młody bób umyłam, zagotowałam wodę z solą w dużym garnku z pokrywką i włożyłam bób na perforowanej wkładce, na 25 minut. Po tym czasie i ja i kot byliśmy bardzo zadowolonymi domownikami 😉
Jeśli kupujecie bób w zapakowany foliowym worku zwróćcie uwagę na to, żeby worek miał cyrkulację powietrza i był dziurawiony. Bób w folii się dusi i zaczyna kisnąć. Gdy otworzycie taką foliową, szczelną torebkę w nos uderzy Was kwaśny zapach, a bób na pewno zmienił swój smak – gotowanie go już niczego nie naprawi. Nie kupujcie bobu na nasłonecznionych stoiskach . Macie jak w banku, że nawet w dziurkowanej torebce ukisi się z przegrzania. Jeśli chcecie żeby był łatwiej strawny – możecie zalać świeży bób wrzątkiem, zostawić do przestygnięcia i odlać wodę. Dopiero po tym ugotować.
SKŁADNIKI
- 0,5kg młodego bobu
- woda
- łyżka soli
11 komentarzy na temat “Młody bób – gotowany na parze”
kot jedzący bób? no nie wierzę! 😉 ja dopiero w tamtym roku przekonałam się do tych zielonych cudeniek, do tej pory byłam gorącą przeciwniczką i uciekałam z domu podczas gotowania 😉
Bób to jego miłość. Podobnie jak oliwki, wszystko jedno jakie 🙂 A tak poza tym to jest kot jedzący żur z chrzanem, ciemne pieczywo, cytrusy, sosy słodko kwaśne, kiełki, itd. 😉 smaki ma wyuczone po mnie 😉
nie zapominaj o serniku limonkowym z herbatą matcha 😉
No tak 🙂 To tylko potwierdza że to jest kot, który je wszystko 😀 Przed chwilą wciągaliśmy stir fry pięciu smaków 😉
okazuje się, że moje koty też lubią bób 😉
Ha ha zaraz się okaże że lubią jeszcze i z czosnkiem, i z masełkiem 😉
Dziękuję za wszystkie rady, wyszedł pyszny ?
Na litość, nie karmcie kota bobem. Ani żadnym innym warzywem, to im szkodzi.
Dziękuję za troskę, 15 letni kot jest w świetnej kondycji.
Po co sól do wody przy gotowaniu na parze?
To pytanie to z przekory czy z niewiedzy? Wiesz, skąd się bierze sól morska?
To analogicznie – tutaj sól w czasie gotowania osadza się na skórce – całkiem naturalne zjawisko.