To danie to chyba jedno z moich najcieplejszych studenckich wspomnień kulinarnych – stołówka na wrocławskiej ASP jakieś 8-10 lat temu nie miała zbyt bogatego menu, ale znalazło się tam coś dla wegetarian. I tak – mimo że od zawsze mięsożerna – zostałam wierną fanką kotletów z selera.
Do wyboru z potraw nie zawierających w sobie mielonego (spaghetti, kotlety, pulpety) lub kurczaka (pierś w panierce, pierś bez panierki) były jeszcze „naleśniki ze serem” na słodko – za każdym razem umierałam trochę w środku widząc to „ze serem” nabazgrane ręcznie na tablicy, ale nie miałam serca (albo jak kto woli odwagi) na uczenie ortografii dziewczyny która wydawała nam jedzenie. Te kotlety na szczęście nie były „ze selera” – ale były świetnym wyborem jeśli nie miało się ochoty na tłuste mięso, nie zawsze świeże naleśniki czy kurczaka po raz kolejny.
Są banalnie proste i zaskakująco sycące. Nawet kotu smakowały! Warunek jest jeden – trzeba naprawdę lubić seler – bo te kotlety to jego kwintesencja. Seler jest zapakowany w chrupiącą panierkę, a po ugryzieniu ciągnie się rozkosznie rozpuszczony żółty ser.
Do przygotowania tych kotletów wybieramy jak największe selery – im większe, tym łatwiej je pokroić. Obieramy je cienko ze skórki i kroimy na około 5-7mm plastry. To jest najcięższe w przygotowaniu tych kotletów – seler jest twardy, turla się, nie współpracuje… Jeśli potrzebujecie kogoś do pomocy – nie wahajcie się zawołać go do kuchni. Seler najlepiej kroić ostrym, lekko ząbkowanym nożem (jak nóż do pomidorów). Najlepiej, jeśli wychodzi parzysta liczba plasterków – na każdy kotlet potrzebujemy dwóch.
Plasterki łączymy w pary według kolejności krojenia. Odkładamy na deskę. W sporym garnku, najlepiej takim, żeby wszystkie plastry selera zmieściły się na pionowo, grzejemy tyle bulionu lub rosołu (drobiowego, jarzynowego) żeby po włożeniu selera prawie go przykrywał. Dodajemy liście laurowe, ziele angielskie i wkładamy sparowane plastry selera na pionowo, blokując je w tej pozycji kolejną parą – na sztorc. Garnek przykrywamy, seler gotujemy na niedużym ogniu tylko do miękkości – widelec powinien się w niego wbić bez trudu, ale seler nie może się rozpadać.
Odcedzamy z bulionu – znowu parami – seler. Bulion czy rosół po takim gotowaniu dalej jest smaczny, nie trzeba go wylewać – zróbcie na nim zupę. Ser żółty kroimy na tyle plastrów, ile mamy par kotletów. Wkładamy po pojedynczym plasterku między dwa kawałki selera, zostawiamy do całkowitego wystudzenia. Ser się trochę od ciepła kotletów rozpuści i wszystko elegancko połączy.
Kotlety delikatnie pieprzymy z obu stron. Roztrzepujemy jajka z łyżką zimnej wody w głębokim talerzu, w drugi talerz wsypujemy tartą bułkę. Rozgrzewamy na dużej patelni olej – warstwę około centymetrowej wysokości. Moczymy kotlety z obu stron w roztrzepanych jajkach i panierujemy dokładnie w bułce tartej. Kładziemy na rozgrzany, gorący tłuszcz i na średnim ogniu smażymy z obu stron, do zezłocenia.
Podajemy same, jako wegetariański obiad np. z surówką coleslaw albo z tradycyjną surówką z białej kapusty, albo jako dodatek do mięsa – świetnie pasują do białego mięsa drobiowego – kurczaka czy indyka.
SKŁADNIKI
- 2 bulwy selera, duże, po 700-900g (te ze zdjęć mają 600 i 1000g)
- 250-300g żółtego sera, najwygodniej o okrągłym przekroju
- 2-3 jajka M
- 2 liście laurowe
- 3 kulki ziela angielskiego
- bulion/rosół
- bułka tarta
- olej rzepakowy do smażenia
6 komentarzy na temat “Kotlety z selera z żółtym serem”
Kotlety idealne dla mnie, bo bardzo lubię seler 🙂
My też lubimy – nawet kot się zajadał 🙂 Smacznego!
Czesto jemy kotlety z selera, ale nigdy ich nie przekladalam serem. Genialne w swojej prostocie, na pewno wyprobuje. Nie przestajesz mnie zadziwiac :*
Wiadomo, że z tym serem to mniej fit i w ogóle, ale kurcze, to naprawdę była przez lata moja ulubiona potrawa na uczelnianej stołówce ❤️ Spróbuj, jak lubicie selerowe kotlety to te na pewno przypadną Wam do gustu.
Ja mam dzis wolne. Leze na sofie z ksiazka, muza sie wolno saczy, a maz robi kotlety i oczywiscie twoja surowke z bialej kapusty. Zaglada co rusz na twojego bloga i jest zachwycony opisem i zdjeciami.. To bedzie jego drugi obiad w zyciu. Nawet jesli cos mu sie nie uda ( ale nie ma szans) to mu nie powiem, bo calkiem mi fajnie w nowej roli. Juz mi obiecal, ze wyprobuje wszystkie twoje weganskie przepisy.
Gosiu, fantastycznie to czytać:) Lubię jak chłopaki biorą się za gary! Stricte wegańskich przepisów na blogu malutko, ale wszystkie z kategorii Vege+ polecam z całego serducha.
Pozdrowienia dla dzielnego kucharza!