Pyszne połączenia to nie tylko gotowe przepisy, ale wszystko to, na co akurat macie ochotę. Curry połączy smakiem orientalnych przypraw i gęstym, kremowym mlekiem kokosowym swojskiego kalafiora, młode marchewki, letnią szparagową fasolkę i krewetki. Jest pikantne, ale żadna orientalna nuta przy tej ostrości nie ginie. Wszystko gra!
Curry to nie proszek. Chociaż kupujemy przyprawę o nazwie handlowej curry, ta nazwa określa sposób przygotowania potrawy pochodzącej z południowych Indii. Wszystkie elementy — warzywa, ryby, owoce morza czy mięso i inne składniki lądują razem w sosie. Sama nazwa wzięła się od słowa ‘kari’ pochodzącego z języka tamilskiego, a oznaczającego dosłownie ‘przyprawiony sos’. Pierwsze europejskie wzmianki i przepisy na curry, opublikowane w 1747, opisują curry jako gulasz przyszykowany z dużej ilości mięsa, średniej porcji warzyw, niewielkiej porcji ryżu i skąpej ilości sosu. Wiele ewoluowało od tego czasu. Zarówno w przypadku samych składników jak i sposobu podania.
Na Wyspach Brytyjskich, gdzie znaleźć można ponad 9.000 przeróżnych lokali i punktów gastronomicznych serwujących potrawy z Indii, Pakistanu i Bangladeszu, curry stało się jedną z narodowych potraw — obchodzone jest nawet tygodniowe święto tej potrawy w trzecim tygodniu października.
Kolendrę, kumin i gorczycę tłuczemy w moździerzu lub wkładamy w woreczek z grubej folii i tłuczemy wałkiem do ciasta bądź tłuczkiem do mięsa. Czosnek, imbir i cebule obieramy. Czosnek przeciskamy przez praskę, imbir ścieramy do czosnku na drobnych oczkach tarki, cebule kroimy w wąskie piórka. Krewetki odmrażamy na sicie i pozbawiamy je ogonków.
Obieramy marchewkę i kalarepkę, kroimy kalarepę w słupki, marchew w zapałki — musi być pokrojona najcieniej bo jest twarda, dłużej jej zajmie mięknięcie. Kalafiora dzielimy na mniejsze różyczki. Fasolkę pozbawiamy końcówek i kroimy na mniejsze kawałki. Ja kalafiora i fasolkę gotuję na parze, ale możecie je ugotować w wodzie. Powinny być al dente- nie do końca miękkie. Zmiękną w sosie.
Otwieranie kokosa nie jest tak skomplikowane jak mogłoby się wydawać. Naszykujcie śrubokręt, młotek i ściereczkę, oraz miseczkę na wodę z kokosa. Najpierw przebijamy kokosa śrubokrętem w trzech miejscach na szczycie — łatwo zauważyć gdzie, bo skorupka jest tam cieńsza, pozbawiona włosków i widocznie mocniej wybarwiona. Odlewamy wodę z kokosa do miseczki. Następnie całego orzecha kładziemy na ściereczce i mocno obstukujemy go pośrodku, naokoło, odwracając go kilkanaście razy. Pęknie sam.
Miąższ z orzecha można wyjąć na dwa sposoby — albo dzieląc go w środku kokosa jak ciasto — na trójkąty, i wypchać je podważając krótkim nożykiem, albo włożyć połówki orzecha do piekarnika nastawionego na 220°C. Miąższ będzie się po 20-30 minutach dał wystukać ze środka.
Do curry potrzebna nam woda z kokosa. Połowę miąższu możecie obrać nożykiem do warzyw, pokroić w plasterki, uprażyć w piekarniku i przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku. A połowę mielimy blenderem z odrobiną wody na pastę i dodajemy do mleka z puszki i pasty curry. Jeśli nie macie orzecha kokosowego, wystarczą zamiast niego wiórki kokosowe, około 2-3 łyżek, a zamiast wody z kokosa — przegotowana woda z kranu.
W woku lub dużym rondlu rozgrzewamy mocno masło albo olej. Wrzucamy utłuczone przyprawy i smażymy, aż zaczną się prażyć i podskakiwać. Dodajemy czosnek i imbir, smażymy razem chwilę, mieszając. Wrzucamy pokrojone cebule i dusimy je pod przykryciem kilka minut. Mleko kokosowe mieszamy z pastą curry, dodajemy wodę z kokosa lub świeżą z kranu. Wlewamy sos do woka, dorzucamy pokrojoną marchew i kalarepkę. Mieszamy i gotujemy kilka minut. Dodajemy ugotowane wcześniej kalafiora i fasolę. Dusimy całość do pożądanej miękkości warzyw, około 8-10 minut.
Na koniec do woka wpadają gotowane, wcześniej rozmrożone krewetki. Całość gotujemy razem jeszcze 5-6 minut aż się zagrzeją. To curry według mnie najlepsze jest z brązowym, naturalnym ryżem, posypane świeżymi wiórkami kokosa lub posiekaną kolendrą. Porcja z przepisu wystarczy spokojnie na dwa obiady dla dwóch dorosłych osób lub na 6 odrobinę mniejszych porcji.
Co do mleka kokosowego — czytajcie etykiety! Najlepsze jak dotąd puszki z kokosowym mlekiem znalazłam w Lidlu (zawsze w tygodniu Azjatyckim robię zapas) i w Rossmanie. Lidlowe marki Vitasia ma w składzie 82% kokosa i jest produkowane w Tajlandii — jest szarawe, nie sztucznie śnieżnobiałe. Wygląda i smakuje dokładnie tak, jak powinno — śmietanka z tłuszczem oddziela się od kokosowej wody, dopiero po mocnym wymieszaniu otrzymujemy kremowe, gęste mleko. Rossmanowe, marki Enerbio, ma znaczniej mniej kokosa od mleka Vitasia, bo tylko 65%, ale za to nie jest sztucznie bielone i czyszczone, nie ma w składzie niczego, co zbędne — bo dodatkowo ma tylko wodę. Jest produktem pochodzącym z certyfikowanych upraw. Jeśli znajdziecie gdzieś mleko polskiej firmy Kier- też bierzcie. Jest porównywalne do Lidlowego, ale odrobinę rzadsze i jaśniejsze. Nie kupujcie żadnego, które ma w składzie mniej niż 65% kokosa.
Curry szykowałam w niezastąpionym woku firmy Woll. Dostaniecie go TUTAJ, w sklepie e-gustus.
SKŁADNIKI
- masło klarowane/olej rzepakowy/sezamowy/ ryżowy
- 1 czubata łyżeczka kolendry
- 1 łyżeczka kuminu
- 1 łyżeczka gorczycy białej
- 2 łyżeczki przyprawy curry Kotanyi (bez soli)
- 100g cebuli (3 małe cebulki)
- 2-3 łyżki pasty curry czerwonej
- 3 ząbki czosnku
- 1 łyżka stołowa świeżo startego imbiru
- 400ml puszka mleka kokosowego /o zawartości kokosa powyżej 65%/
- 150ml wody
- 200g fasolki szparagowej zielonej
- 1/2 małego kalafiora (500g)
- 150g marchewki ( 1 średnia sztuka)
- 200g kalarepki (? pół dużej kalarepki lub 1 mała)
- 250g krewetek ugotowanych, mrożonych
- opcjonalnie — 1 orzech kokosowy- zamiast niego 3 łyżki wiórków kokosowych i 150ml wody