Nie jestem fanką nudnych panierowanych schabowych, które stały się świętym kanonem kuchni polskiej. Moja sypialnia jest położona zaraz nad sklepem mięsnym. Uwierzcie mi, ilość pobudek zaserwowanych przez ekspedientki rąbiące schabowe kości od 7 rano jest nie do zliczenia (ilość moich rzutów mięsem też)… Schabowych pieczeni nie lubię – wolę wilgotną wieprzowinę, jak pulled pork czy żeberka. Na kotlety (które jemy może dwa razy do roku) wybieram grubo krojone mięso z kością lub karkówkę. Schab bez kości? Ok, zjem, ale naszykowany i podany tak, jak w dzisiejszym przepisie.
Schab to zwyczajowa nazwa całego świńskiego mięśnia biegnącego przy grzbiecie – od łopatki do biodra. To, co kupujecie najczęściej na kotlety – jasne mięso bez kości – to środkowa część schabu okrojona z większej ilości tłuszczu i polędwicy, najczęściej z cieniutką 2-3mm warstwą tłuszczu zostawioną od góry. A schab można dzielić i kroić inaczej – razem z tłuszczem i z przylegającymi od strony łopatki i żeber mięśniami.
Bliżej łopatki schab jest ciemniejszy, gęściej poprzerastany tłuszczem ale też bardziej twardy i mocniej widać i czuć tutaj błony międzymięśniowe. Schab środkowy to najczęściej to, co kupujemy na kotlety czy pieczeń – jasne mięso wycięte tuż przy żebrach, z kością żebrową lub bez, z niewielką ilością tłuszczu.
Dla mnie tą częścią, która świetnie nadaje się na kotlety – jest bardziej tłusta, ale też częściej używana, lepiej ukrwiona i dodatkowo ma fragmenty ciemnego mięsa z szynki i polędwicy – jest schab tylny. I taki polecam Wam na te marynowane i pieczone kotlety.
Cały kawałek mięsa – około kilogramowy – kroimy w poprzek włókien mięśniowych na dwucentymetrowe kotlety. Nie rozbijamy ich i nie odcinamy żadnego tłuszczu – nie ma potrzeby. Nie solimy i nie pieprzymy – wszystkie przyprawy są już w marynacie.
Marynatę do mięsa szykujemy tak samo jak majonez lub sos włoski – ma być gęsta i jednorodna. Do wysokiego naczynia wlewamy ocet balsamiczny, wsypujemy cukier i zioła, dodajemy musztardę, sól i pieprz. Wszystko miksujemy razem – ja zrobiłam to końcówką z ubijaczką dołączoną do ręcznego blendera. Mieszamy wszystko do prawie całkowitego rozpuszczenia cukru. W dalszym ciągu miksując – powoli cienką strużką wlewamy olej. Płyn zacznie widocznie gęstnieć i emulgować. Wlewamy powoli cały olej, stale miksując, po wlaniu jeszcze chwilę miksujemy razem, dla lepszego napowietrzenia.
Kotlety wykładamy do naczynia do zapiekania, z obu stron pokrywamy je marynatą. Przykrywamy folią i wkładamy do lodówki na minimum 1-2 godziny – będą tylko lepsze jeśli macie czas i zostawicie je na całą noc, albo zrobicie rano i zjecie wieczorem. Przed pieczeniem wyjmujemy je odpowiednio wcześniej z lodówki żeby zdążyły się ogrzać.
Piekarnik rozgrzewamy do 190⁰C, góra-dół, bez termoobiegu. Naczynie z kotletami wkładamy na środkową półkę do rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez 35-55 minut (czas dobieramy w zależności od ich grubości – u mnie kotlety “na dwa palce” piekły się równo 43 minuty). Upieczone mięso powinno mieć w środku temperaturę 72-78⁰C. Kotlety finalnie są mięciutkie, bardzo soczyste, lekko kwaskowe i mocno aromatyczne od ziół. Do podania, na przełamanie, świetnie pasuje młoda zasmażana kapusta z żurawiną – lekko słodka.
SKŁADNIKI na 6-7 porcji
- 1kg schabu tylnego – z fragmentami mięsa z szynki i polędwicy
- 6 łyżek oleju ryżowego lub rzepakowego
- 5 łyżek naprawdę dobrego octu balsamicznego
- 2 pełne łyżki francuskiej musztardy gruboziarnistej
- 1 pełna łyżeczka suszonego rozmarynu
- 1 pełna łyżeczka suszonego estragonu
- 1 czubata łyżeczka brązowego cukru
- ½ łyżeczki soli, ewentualnie 2/3 łyżeczki
- ½ łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
5 komentarzy na temat “Schab inaczej – pieczone kotlety z musztardą francuską, ziołami i octem balsamicznym”
Szukałam pomysłu na kolację i już mam!! Smakowite zdjęcia. Koniecznie dziś spróbuje.
A schab ma być pieczony z przykrywką czy bez
Jeśli coś trzeba w trakcie gotowania czy pieczenia przykryć zawsze o tym piszę – jeśli nie ma takiej informacji pieczemy bez przykrycia.
Może być czerwony ocet balsamiczny?
Co to za ocet? Nie znam takiego produktu.
Jeśli masz ocet z czerwonego wina to całkiem co innego niż ocet balsamiczny – a on jest tutaj podstawą smaku sosu, dlatego w składnikach podkreśliłam że ma być naprawdę dobry.
Nie ryzykowałabym używania zwykłego octu bo będzie za kwaśno i kwas wysuszy mięso.