Tak, czasami właśnie z taką myślą się biję. Bardzo długo opierałam się przed założeniem bloga – opierałam się dobre 7-8 lat. Z jakiego powodu? Z tego samego, dla którego go w końcu założyłam – z powodu LUDZI.
Nie prowadzę bloga dla siebie. Blog zabiera mi i pieniądze (własny hosting, składniki), i czas (a to akurat dobro bezcenne). Zdjęcia same się nie robią, nie oświetlają, nie obrabiają, przepisy – same się nie redagują, nie publikują. Gotuję od lat, wszystkie swoje przepisy mam zgromadzone na karteczkach, karteluszkach, w notesach, zeszytach. Blog jest dla ludzi, dla Was, nie dla mnie. Bardzo mi daleko od bycia ekshibicjonistką, stąd też na blogu tak mało osobistych wycieczek, przemyśleń, wyznań czy choćby moich zdjęć.
Jeśli jesteście tu dłużej to znacie mnie już trochę i wiecie, jak konstruuję swoje przepisy – prowadzę po kuchni za rękę, tłumaczę dlaczego tak, a nie inaczej, nierzadko odwołuję się do chemii, żeby pokazać jak zachodzi proces czy dlaczego konkretny dodatek w taki a nie inny sposób zmienia właściwości dania. Komentarze na moim blogu zawsze były, są i będą moderowane. Czemu? Na przykład dlatego (cytat z ostatniego):
„Zamiast piwa z przyprawami korzennymi użyłam wina, zamiast 24h marynowania było 36h. Reszta jak w opisie. I kaczka była bardzo przesolona i niedobra.”
Przyznam szczerze, że mną lekko zatelepało. Komentarza nie zatwierdziłam, więc na stronie się nie wyświetli, za to odpisałam Pani – na pewnie fikcyjny adres mailowy który podała w wymaganym polu. Jakim cudem, zamieniając jeden z głównych składników na zupełnie inny, o innych właściwościach chemicznych i smaku, Pani liczyła na uzyskanie efektu „wow”?
To nie jest odosobniony przypadek. Pulled pork: „Użyłam chudej szynki do i rano po pieczeniu była wiórem (piekłam bez przykrycia”. Karmel: „Postawiłam cukier na kuchence i się przypalił.” Kurczak: „Do pieczonego paprykowego kurczaka na dno włożyłam pieczarki zamiast ziemniaków, puściły wodę i ugotował się, beznadziejny przepis.” Chleb: „Wstawiłam chleb do zimnego piekarnika i nie urósł.”
Widzicie w powyższych jedną prostą przyczynę dlaczego coś się nie udało? Proste. To czynnik ludzki.
Jeśli gdzieś coś można pominąć czy zamienić – zawsze o tym wspominam, czy na liście składników czy w przepisie. Gotowanie ma to do siebie, że każda zmiana składników daje nowy przepis, nowy sposób, nowy smak, nowe właściwości. Pół biedy, jeśli chodzi o dania wytrawne, ‘kaplica’ – jeśli ktoś swoje trzy grosze postanowił dorzucić do cukiernictwa…
Ciasta i ciasteczka w znakomitej większości przepisów nie zniosą nieuwagi, niedbałości, niedoważenia składników, zamienienia cukru na ksylitol, białka kurzego na siemię lniane. To jest chemia w czystej postaci, trzeba znać i rozumieć chociaż jej podstawy, żeby wiedzieć co i jak wyszło, albo dlaczego wyszedł ‘zakalec na palec’. Sama bardzo długo nie piekłam, szukałam tylko lepszych i lepszych cukierni, torty i ciasta na imprezy zawsze przynosili znajomi. Wszystko się zmieniło gdy w kuchni pojawiła się elektryczna waga – pieczenie stało się powtarzalne, przewidywalne, po prostu przyjemnie satysfakcjonujące.
Nie wymyślisz niczego nowego w przepisie na biszkopt czy ciasto ptysiowe, ale może sos do kaczki będzie dobry też do ciemnego mięsa kurczaka? A jeśli zamiast bułki tartej użyjesz otrębów, może wchłoną mniej tłuszczu? Zamiast pasty chili może dasz coś łagodniejszego, wiedząc że domownicy nie lubią tak pikantnych potraw?
Myśli są niewidzialne, ale bezmyślność jest widoczna.
Stanisław Jerzy Lec
Na szczęście znakomita większość z Was wie, że gotowanie to naprawdę nie jest katorga, kara czy bóg wie jaki wyczyn wymagający członkostwa w Mensie i potrafi sprawiać niesamowitą satysfakcję. Wystarczy czasami – jak przy robieniu czegokolwiek w życiu – na chwilę zwolnić i pomyśleć nad tym, co i jak się robi. Myślenie naprawdę nie boli.
17 komentarzy na temat “Po co mi ten blog…”
Karo,
od dawna jestem fanką Twojego bloga. Wielokrotnie już korzystałam z Twoich przepisów i nigdy nie zdarzyło mi się mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Wszystko dlatego, że masz niesamowity wręcz poziom wiedzy, który przestawiasz bardzo skrupulatnie. W każdym Twoim wpisie widać ogromną pasję do gotowania jak i szacunek do składników.
Jeśli ktoś próbując odtworzyć Twój przepis stosuje zamienniki, nie znając właściwości danego składnika, jest zwyczajnym ignorantem i nie warto marnować czasu i nerwów na taką osobę.
PS. Liczę na kolejne smaczne przepisy i kolejną dawkę kulinarno-chemicznej wiedzy 😉 Jesteś idealną nauczycielką i niech tak zostanie 🙂
Dziękuję za te podnoszące na duchu słowa 🙂
Karo,
Dzis po raz pierwszy odwiedzilam Twojego bloga i jestem zachwycona. Wspaniale piszesz i wyjasniasz wszystko od podstaw. Twoj blog jest taki “posprzatany” i bardzo estetyczny. Najchetniej pobieglabym teraz do kuchni i zaczela gotowanie Twoich przeisow ale musze ruszac do pracy. Nikt jeszcze mnie tak nie zachwycil, na pewno bede stalym gosciem na Twojej stronie, bardzo dziekuje za Twoje zaangazowanie i do nastepnego razu…
Pozdrawiam
Dziękuję serdecznie Agnieszko. Blog jest poukładany tak jak ja – wszystko na kartkach, w punktach, rozpisane, z planem (ale tylko w kuchni i ‘ogrodzie’, bo na co dzień jestem trochę małą bałaganiarą 😉 ). Cieszę się że piszesz – i że będziesz zaglądać. Pozdrawiam ciepło!
Przeczytałam Twój post z ogromnym zainteresowaniem i zrozumieniem. Sama prowadzę bloga kulinarnego od kilku lat i mam do czynienia z takimi ludźmi, o których piszesz. Zawsze spokojnie, krok po kroku, ze zdjęciami, tłumaczę co, jak i dlaczego swoim czytelnikom. A później pod deserem, który schładza się w lodówce, znajduję komentarz: “Po ugotowaniu okazało się niezjadliwe”. No pewnie, skoro tego się nie gotuje! Komentarze ludzi, którzy są kulinarnymi ignorantami, mogą zasmucić i zdenerwować. Oczywiście są i tacy, którzy stawiają pierwsze kroki w kuchni i po prostu nie wiedzą. Ale chcą się uczyć i czekają na nasze wskazówki. Na szczęście na blogu goszczą najczęściej Ci, którzy szukają u Ciebie natchnienia, inspiracji i pomocy. Dzięki nim, nasza praca (blogerów) ma sens. I to dla nich głównie piszemy nasze blogi, poświęcając czas, zaangażowanie i pieniądze. Pozdrawiam cieplutko, Aleex 🙂
Niestety, niektórym ludziom czytanie ze zrozumieniem nie wychodzi. Widać po Twoim komentarzu jak bardzo – chłodzony deser ugotowany… Czasami jednak trudno zachować cierpliwość i przysłowiowy nóż się w kieszeni otwiera.
Hej, Karo nie przejmuj się i nie denerwuj, bo po prostu nie warto. W każdej dziedzinie znajdą się frustraci i osoby po prostu bez pomyślunku. Jest chyba nawet prawo Murphy’ego które się odnosi do Twojej sytuacji, czyli to nic nowego. Twórz i nie przejmuj sie osobami, które nie rozróżniają piwa od wina. Po prostu nie warto 🙂
Nie masz pojęcia Kamila jak mi było cholernie szkoda tej rzeczonej kaczki.
Serio, bez ironii (z której powoli słynę jak Henson’owska “Loża szyderców”) żal mi było produktu, bo jakoś nad głupotą ludzką ciężej mi się wzruszyć niż nad zniszczonym żywotem tej biednej kaczki…
Droga Karo,
uwielbiam Twój styl pisania, podejścia do procesów, które dzieją sie magią w trakcie przemian skłądników w potrawy, Twoje fotografie jak i smaki, które wybierasz i nam-czytelnikom bloga serwujesz. Wiedz,że Twoje wysilki nie idą na marne. Jest dla kogo.
Pozdrawiam Cię ciepło,
Kam
PS na podstawie balkonowych zdjęć wnioskuję,że jestesmy sąsiadkami z ulicy, tzn. sąsiadujesz z moim rodzinnym domem:)
K.
Widzimy się na przedświątecznej, sąsiedzkiej kawie 🙂 Do zobaczenia!
Cieszę się, że wyraziłaś swoje zdanie.
Dzięki Tobie nauczyłam się gotować zupy. Jakże mi wstyd, że dotąd kupowałam te w torebkach czy gotowe zestawy (Babci Zosi SYS), które mi smakowały, ale nie było się czym chwalić.
Rosół z pieczonym, obtoczonym w mleku w proszku kurczakiem i z dodatkiem papryki stał się bazą do wielu udanych zup. Kocham Twoją koperkową (gotuję przynajmniej raz w tygodniu), a za szkocką ,,makrelową” mogłabym się dać pokroić (już jutro ponownie na obiad).
Kiedy w portfelu widzę pustkę, sięgam po leniwe- od razu przypominają się szczenięce lata. Tak ku pokrzepieniu serca, z myślą o nadchodzącej wypłacie.
Kiedy zaczęłam eksperymentować, rodzina łapała się za głowę, mówiąc ,,ty już lepiej zrób schabowe. Tego się nie da zepsuć”. Mylili się.
Lubię korzystać ze sprawdzonych przepisów, zwłaszcza jeśli łopatologicznie (ale kulturalnie) wyjaśniają zasady łączenia poszczególnych komponentów i odpowiadają na rodzące się w głowie pytania. Te zaś rodzą się w najmniej oczekiwanym momencie i aż człowieka korci, aby coś zmodyfikować. Dlatego też nie zamieniam składników, nie kombinuję z filarami dania, żeby potem nie mieć pretensji do samej siebie, że znowu zmarnowałam czas i pieniądze na coś niejadalnego. A przecież BYŁO NAPISANE, czarne na białym…
Pozdrawiam i nalegam, abyś dla nas dalej publikowała posty.
Dziękuję i bardzo mi miło, że wymieniłaś akurat te zupy a nie inne – bo to i nasze ulubione i tym bardziej cieszy, że u kogoś też robią furorę na talerzach. Publikacji przepisów nie wstrzymuję – bo za każdym razem, gdy zastanawiam się “komu, po co” pokazujecie mi Dziewczyny, że jednak warto.
PS.: Ileż ja razy zepsułam schabowe… 😉
No i nareszcie chłop w komentarzach. Po co pisać ? Bo inspirujesz. Na stronę trafiłem przypadkiem szukając consomme. Tak trzymać 🙂
Och, jest i rodzynek! 😉 Dziękuję Marku za słowa otuchy! Do poczytania!
Witam,
przez przypadek trafilam na twojego bloga i jestem zachwycona. Jest Taki “posprzatany” i przejrzysty, wspanale opisane przepisy. Bez problemu udal mi sie tort pavlova oraz inne przepisy ktore wyprobowalam. Bardzo dziekuje za wspaniale inspiracje
Agnieszka
You made my day Karo 😀 Świetny blog, super że tu trafiłam 🙂
Witaj Kasiu 🙂