Nie pierwszy i nie ostatni raz to przeczytacie – kocham ziemniaki. Nie jest tak, że jem je non stop, codziennie i do każdego posiłku, ale skrobię ziemniaczaną i tak mam już najprawdopodobniej we krwi. Mamy kominek opalany drewnem, w który mogę wrzucić umyte, zawinięte w folię aluminiową ziemniaki. Ale i bez ogniska czy kominka, upieczone w piekarniku ziemniaki mogą smakować, pachnieć i sypać popiołem prawie tak samo. Jak? Sprawdźcie!
Ten sposób wykorzystuję wtedy, gdy nie ma szans na ognisko a rozpalanie kominka w domu jest bez sensu (czyli w lecie). Patent nigdy mnie nie zawiódł. Skórka ziemniaków robi się chrupka i szorstka – zupełnie jak u tych pieczonych w popiele. Lubię jeść je same, z masłem, ale i podane ze śledziową sałatką, gzikiem czy gęstym tzatziki. Warto spróbować, może też się w nich zakochacie?
Ważne, żeby ziemniaki do takiego pieczenia wybrać z odmian sypkich, mącznych, z wysoką zawartością skrobi – czyli szukamy ziemniaków typu użytkowego minimum B, ale najlepiej będą smakowały te z grupy ziemniaków C (TUTAJ pisałam o ziemniakach więcej).
Powinny być tej samej wielkości, raczej mniejsze (trochę większe od jajka L, mniej więcej wielkości mandarynki) niż duże. Ziemniaki dokładnie myjemy pod bieżącą wodą szczoteczką, zalewamy je świeżą gorącą wodą, solimy i gotujemy około 20-30 minut na średnim ogniu, aż będą prawie miękkie. Nie odcedzamy!
Piekarnik rozgrzewamy do 200⁰C z termoobiegiem lub 210-220⁰C bez termoobiegu, grzanie góra-dół. Kratkę z piekarnika ustawiamy na środkowym poziomie, pod nią – blachę z wyposażenia piekarnika wyłożoną papierem do pieczenia lub folią aluminiową. To ważne przy pieczeniu – ziemniaki będą miały i od dołu i od góry dobry przepływ gorącego powietrza. A teraz zajmiemy się chrupiącą skórką i… popiołem!
Mieszamy ze sobą wszystkie mąki, otręby i przyprawy. Dodajemy do mieszanki sól. Taką panierkę przekładamy do foliowego woreczka lub głębokiej miseczki. Wyjmujemy z gorącej wody po jednym ziemniaku, wrzucamy go takiego mokrego, wilgotnego, ale nie cieknącego do worka, szybko i dokładnie panierujemy (szybko, bo gorące ziemniaki bardzo szybko odparowują i skórka wysycha, a musi być wilgotna!), lekko otrząsamy nadmiar „popiołu”, a następnie wykładamy kartofle na kratkę. I tak do wykończenia ziemniaków. Panierki trochę zostaje – jest jej na dwa użycia.
Pieczemy ziemniaki w zależności od wielkości – od 40 minut do godziny. W połowie pieczenia warto raz je obrócić. Nakłuwamy skórkę widelcem, sprawdzamy, czy już dobre. Skórka powinna stawiać opór i być wyczuwanie mocno przypieczona, a środek – miękki jak masło.
Smak i zapach tych ziemniaków jest świetny – nie bójcie się, nie są ani mocno kminkowe, ani mocno ‘gałkowe’ – te przyprawy dodają im tylko charakterystycznego ziemnego aromatu, a nie zaburzają smaku i nie są obezwładniająco aromatyczne. Idealnie wydobywają z kartofli ich smak – raczej nie zmniejszajcie ich proporcji. Sól też nie jest mocno wyczuwalna – pomaga pozbyć się wody ze skórki i sprawia, że ziemniaki są bardziej chrupiące.
SKŁADNIKI
- 800-1000g ziemniaków– najlepiej typu C, jednakowej wielkości, małe!
- woda do gotowania
- 1,5 łyżeczki drobnej soli + sól do gotowania
- 3 pełne łyżki mąki pszennej
- 4-5 pełnych łyżek mąki razowej (pszennej lub żytniej)
- 4 pełne łyżki otrębów (pszenne lub żytnie)
- 1 pełna łyżeczka (z czubem) kminku mielonego
- 1 pełna łyżeczka (z czubem) gałki muszkatołowej mielonej
- DO PODANIA
– świeże masło
– sałatka śledziowa
– sól
3 komentarzy na temat “Ziemniaki w popiele, z piekarnika – a smakują jak te z ogniska!”
Przypadkowo wpadłam na ten blog a po przeczytaniu postu o ziemniakach wiem, że zostanę tu na dłużej.
Serdeczne ukłony i czytam dalej.
Pozdrawiam pyroholika! 😉
Karo, przypomnialam sobie dzisiaj o tych ziemniaczkach w popiele i narobilam rodzince apetytu, ale mam tylko otreby owsiane (drobno zmielone). Czy moge ich uzyc i nie sknocic przepisu? Pozdrawiam wiosennie