Nie da się ukryć – jest z nimi trochę zabawy. Ale są tak kruche, leciutkie i smaczne… Nie ma w naszym domu nikogo, kto faworkami pogardzi. No i faworki to ulubione chrupki mojego starszego kota. Od zawsze.
Dawno, dawno temu, gdy moje śniadania to była kawa i ciastko, naszykowałam sobie kawę, sześć czy siedem faworków na deserowym talerzyku i poszłam odprawiać poranne łazienkowe czary-mary. Wróciłam. Kawa była na swoim miejscu, ale faworki magicznie zniknęły. Kota w pobliżu nie było – wiadomo, nikt nie chce być znaleziony na miejscu przestępstwa nie mając żadnego sensownego alibi. Zawołałam go. Wyszedł z pokoju i… miał ślady popełnionej z premedytacją zbrodni na pysku. Cała kocia facjata przypudrowana cukrem pudrem. I okruszki moich faworków na futrzastej piersi. Zżarł wszystko. Ani przez chwilę nie żałował. Za każdym razem, gdy zrobię faworki chowam je najwyżej lub najgłębiej jak tylko się da…
Faworki to kruche ciasto. Wszystkie składniki powinny być zimne i wyjęte prosto z lodówki. Jeśli w Waszej kuchni jest bardzo ciepło, możecie schłodzić też mąkę.
450g mąki przesiewamy na stolnicę żeby mocno ją napowietrzyć. Siekamy ją razem z zimnym masłem, jak na kruche ciasto. Z mąki i siekanego masła formujemy kopczyk, wlewamy żółtka, wlewamy rum, spirytus lub ocet, dodajemy 6 łyżek śmietany. Jeśli w początkowej fazie ciasto nie chce się zlepić – jeszcze 7 i 8 łyżka śmietany. Zagniatamy elastyczne, twarde ciasto – konsystencją i wyglądem będzie przypominało to na makaron. Zagniatamy ciasto w kulę.
Ciasto możecie zrobić też w malakserze. Mąkę przesiewamy, wsypujemy do misy malaksera. Dodajemy pokrojone zimne masło. Całość kilkoma obrotami noży łączymy, żeby masło bardzo drobno w mące się posiekało. Wlewamy żółtka, rum, spirytus lub ocet, dodajemy 6 łyżek śmietany. Miksujemy. Jeśli ciasto jeszcze się kruszy i nie chce lepić – 7 i 8 łyżka śmietany. Miksujemy, wyjmujemy z malaksera i zagniatamy na gładko.
Teraz opcje wyrobienia macie takie – jeśli jesteście wkurzeni, że z faworkami jest tyle roboty, ciasto uderzamy wałkiem. Wyobraźcie sobie, że to Wasz wróg, worek treningowy, nemezis – cokolwiek. Ciasto bez opamiętania okładamy wałkiem 8-10 minut, aż na jego powierzchni zaczną się pokazywać pęcherzyki powietrza. Co jakiś czas odwracamy bitą kulę, lekko spłaszczamy na placek, zakładamy boki na siebie, żeby ciasto było równomiernie obite.
Jeśli nie macie tyle pary w łapie – kulą ciasta dynamicznie rzucamy o blat. Efekt ten sam. Rzucamy 8-10 minut. Ciasto musi być mocno napowietrzone. Można je też wałkować i wielokrotnie składać na siebie, tak samo jak ciasto francuskie. Ciasto na zdjęciach było najpierw rzucane, a potem składane i wałkowane około 12-15 razy (wpadłam w trans, nie liczyłam). Na powiększeniu zobaczycie dokładniej jaką ma strukturę.
Po tak okrutnym traktowaniu ciasto pakujemy w folię i chłodzimy przez minimum godzinę w lodówce. Schłodzone ciasto dzielimy na cztery porcje i każdą po kolei wałkujemy. Im cieniej, tym lepiej. Ja nienawidzę grubych faworków i zawsze śmieję się, że moje pękają od samego patrzenia. Ale prawda jest taka – im cieniej wywałkujecie ciasto, tym będzie smaczniejsze. Więcej też wyjdzie z niego faworków, będą bardziej kruche i bardziej puszyste.
Ja od dawna pracuję na stolnicach silikonowych – jeśli musicie ciasto podsypać do wałkowania mąką, róbcie to bardzo, bardzo oszczędnie a resztki mąki zdejmijcie z rozwałkowanego ciasta szczeciniastym pędzlem. Im więcej mąki zostanie na cieście, tym więcej opadnie jej przy smażeniu na dno. Tłuszcz szybko zacznie robić się ciemny i może zacząć się palić.
Ciasto tniemy na wąskie paski nożem, ozdobnym radełkiem lub – jeśli macie –nożem do pizzy na wąskie, dwu centymetrowe paski. Po środku każdego robimy nacięcie, przez które trzymając za jeden koniec ciasta, przekładamy jego drugi koniec.
Zawsze najpierw rozwałkowuję całe ciasto, a gotowe powywijane faworki odkładam na drugą stolnicę. Jeśli lekko obeschną nic im się nie stanie.
W szerokim garnku lub rondlu rozgrzewamy tłuszcz. Tłuszcz – jak do każdego głębokiego smażenia – musi mieć odpowiednią temperaturę – około 160-180⁰C. Jeśli włożycie faworki do za zimnej frytury opadną na dno i wchłoną jej mnóstwo zanim wypłyną i zaczną się smażyć.
Jeśli nie macie termometru, temperaturę łatwo sprawdzić – na zagrzany tłuszcz wrzucamy półcentymetrowy plasterek obranego surowego ziemniaka. Jeśli idzie na dno i nie wypływa – tłuszcz jeszcze za zimny. Jeśli ziemniak szybko wypływa i utrzymuje się na powierzchni, otacza go mnóstwo pęcherzyków gorącego tłuszczu – próbujemy na jednym małym faworku czy frytura już jest na pewno ok. Faworek powinien się dość szybko napuszyć i zrumienić. Na drugą stronę przekładamy go długim patykiem, np. chińską pałeczką lub patyczkiem do szaszłyków. Jeśli ciasto zaczyna się palić zmniejszamy płomień pod garnkiem żeby utrzymać optymalną temperaturę.
Faworki wkładamy partiami, wkładając po kilka na gorący tłuszcz, tak żeby mogły swobodnie w nim pływać. Smażymy z jednej strony, gdy będą już zrumienione odwracamy, dosmażamy z drugiej strony. Ściągamy je łyżką cedzakową na talerz wyłożony papierowymi ręcznikami które wchłoną nadmiar tłuszczu. Każdą zdjęta partię po odsączeniu z tłuszczu przekładamy na paterę i posypujemy przez sitko cukrem pudrem. Im cieplejsze faworki, tym więcej cukru na nich zostanie.
SKŁADNIKI
- 450g mąki pszennej typ 550 (luksusowa) lub 650 (bułkowa)
- 5 żółtek, zimnych
- 50g zimnego masła
- 7-8 pełnych (z lekkim czubkiem) łyżek kwaśnej śmietany 12-18% tłuszczu, gęstej lub gęstego greckiego jogurtu, zimnego (2/3 szklanki)
- 2 łyżki rumu albo 1 łyżka spirytusu lub 1 łyżka octu spirytusowego 10%
- olej rzepakowy lub Planta do smażenia
- cukier puder do posypania
6 komentarzy na temat “Por fawor! Karnawałowe faworki – kruche i delikatne”
Por favor kilka choć….
Uwielbiam! Cudne u Ciebie.
Zabieram się do kuchcenia 🙂
Mam nadzieję że Twoja ręka już wydobrzała, bo moje po wałkowaniu faworków opadły jak smętne witki 😉
Faworki prima sort! I-de-al-ne ciasto, doskonale się wałkuje, nie klei się, jest elastyczne i (po srogim biciu) świetnie się “bąbluje”. Dałyśmy maksymalną ilość śmietany i 3 łyżki rumu. Wyszedł cały stos faworków! Tyle szczęścia!
Fantastyczne faworki? Czy można je już po uformowaniu włożyć do lodówki i smażyć następnego dnia?
Nie próbowałam. Ostatnio u mnie królują te z przepisu sprzed 6 lat, O TAKIE