Od dziecka uwielbiałam wszystkie kwaśne zupy. Ogórkowa, szczawiowa, żur czy pomidorowa stały na stole w rodzinnym domu przynajmniej raz w tygodniu. Kiedy wyleciałam z gniazda ‘na swoje’, nie zapomniałam smaku tych zup. Były pierwszymi przepisami, które szlifowałam do perfekcji.
Obieramy ziemniaki, kroimy je na mniejsze kawałki i gotujemy je osobno, w osolonej wodzie. Czemu tak, a nie z marchewką, pietruszką i od razu w zupie? Oddałyby za dużo swojego smaku, a to nie kartoflanka. A w kwaśnej zupie – nie ugotowałyby się w ogóle i zostały twarde. Pamiętajcie, że kwaśne rzeczy dodajemy dopiero na koniec gotowania, albo poddajemy je osobno obróbce cieplnej i dopiero potem łączymy je z resztą składników.
Marchewki i pietruszkę obieramy, kroimy w niezbyt cienkie półplasterki. Cebulę kroimy drobno. Zalewamy warzywa w garnku 1,8 litra wody, doprowadzamy do wrzenia i wrzucamy kostki rosołowe, liście laurowe i ziele angielskie. Gotujemy tak długo, aż warzywa będą miękkie. Wrzucamy odcedzone, ugotowane ziemniaki i zabieramy się za szczaw.
Nie wrzucajcie nigdy do zupy szczawiu prosto ze słoika! Popsujecie sobie tylko przyjemność jedzenia tej prostej zupy. Wyłóżcie całą zawartość słoika na sito i przetrzyjcie szczaw do zupy. Zobaczycie sami ile łyka, piasku i fragmentów szczawiu, które nie nadają się do jedzenia, zostanie Wam na sitku. Co by było, gdyby to od razu wylądowało w zupie? No właśnie? I nie wyrzucajcie słoiczka. Zaraz się przyda.
Zmniejszcie ogień pod garnkiem, niech zupa powoli pyrka. Zabielimy ją. Do słoiczka po szczawiu wrzućcie śmietanę i mąkę, doprawcie solą i pieprzem, wlejcie łyżkę wazową gorącej zupy – to hartowanie sprawi, że śmietana nie zmieni się w zupie w brzydkie grudki. Zakręćcie słoik i mocno nim potrząsajcie, aż wszystko razem idealnie się połączy. Shaker ze słoika jest naprawdę super opcją! Wlejcie całość do zupy, mieszając ją.
Szczawiową podaję zawsze z jajkiem na twardo i grzankami czosnkowymi. Grzanki to 5 minut pracy. Czerstwą i podeschniętą wczorajszą bułkę drobno kroimy. Na patelni o grubym dnie rozpuszczamy i rozgrzewamy tłuszcz. Na gorący tłuszcz wrzucamy granulowany czosnek , delikatnie solimy, pieprzymy, zmniejszamy ogień. Wrzucamy szybko pokrojoną bułkę i mieszamy, tak żeby wszystkie kawałki zdążyły wchłonąć odrobinę tłuszczu, i smażymy grzanki do chrupkości, co jakiś czas mieszając.
Ta zupa jest jak wehikuł czasu. Powrót do lat beztroski następuje z każdą jedną zjedzoną łyżką szczawiowej…
SKŁADNIKI
- 400g ziemniaków
- 1 średnia pietruszka (80g)
- 3 małe marchewki (140g)
- 1 średnia cebula
- 2 litry wody + 2 kostki rosołowe BIO* – drobiowa i jarzynowa
- albo 2 litry domowego rosołu
- słoik szczawiu
- 2 listki laurowe
- 3-4 ziarna ziela angielskiego
- czerstwa bułka, najlepsza taka z wczoraj, która się zapodziała w chlebaku
- czosnek granulowany
- 2 łyżki masła klarowanego lub oliwy
- 3 łyżki śmietany 18%
- 1 łyżka mąki pszennej, lekko kopiasta
- sól
- pieprz
*Korzystam zamiennie z różnych kostek – Alce Nero, BIO Oaza, EkoWital, enerBio, albo na Natur Compagnie.
2 komentarzy na temat “Zupa szczawiowa, czyli powrót do dzieciństwa”
u mnie w domu zawsze szczawiową “zaciągało” się rozbełtanym jajkiem 😉
O, a dodanie go co zmieniało w samej zupie?